piątek, 17 lutego 2017

Patchworkowa sofa HAND MADE

   Mieliśmy kiedyś sofę w kolorze jasnej zieleni. Staruszka, bo obecnie ma lat "kilka". Z czasem pobrudziła się (sama:) tu i ówdzie. Próbowaliśmy ją prać. Niestety z marnym skutkiem. No cóż trzeba kupić nową. Ale, ale .... nie tak prędko. Skoro odkurzacz piorący zawiódł, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Obdarłam kanapę z jej "ubrania", namoczyłam, wyprałam w pralce. I nie uwierzycie, kanapa jak nowa. Potem taker i wszystko wróciło na swoje miejsce. Niby wszystko ok., ale coś nie dawało mi spokoju. Na domiar "złego" znalazłam przypadkiem w lumpku kawałki próbek materiałów, takich jak zwykle są w sklepach meblowych. Myślałam i myślałam, aż wpadłam na pomysł jak je wykorzystać. Skoro tapicerowanie kanapy za pierwszym razem poszło mi tak gładko, pomyślałam, że zrobię to ponownie. Najpierw jednak trzeba było uszyć "palto" dla sofy oraz poduchy. Postanowiłam, że będzie to patchwork. Szycie go jest wbrew pozorom łatwe. Bierzecie zalegające w szafie skrawki materiałów, zszywacie razem i wychodzi dzieło sztuki! :) Generalnie lubię patchworki bardzo chaotyczne (że tak to sobie ujmę:), tzn. takie, w których kawałki materiałów są różnej wielkości i kształtu, zupełnie do siebie nie pasują kolorem, fakturą, wzorem. W moim patchworku nie zaszalałam. Mój jest nieco stonowany, wyciszony, składający się z samych prostokątów mniej więcej tej samej wielkości. Kolorystyka sofy pasuje do kolorów pokoju. Materiał wygrzebałam w lumpeksie, w mojej szafie (resztki tkanin po poprzednich przeróbkach, np. z fotelika, który możecie zobaczyć TUTAJ ).

Najpierw były przymiarki:)





Przy okazji pokażę Wam poduszeczki z literkami, które uszyłam z pościeli znalezionej w lumpku. Poszwa wyglądała tak:




A oto patchworkowa sofa








































Jeśli chcecie zobaczyć komodę widoczną na zdjęciach zajrzyjcie TUTAJ 



środa, 1 lutego 2017

Nieśmiertelna Elza czyli karnawałowe szaleństwo:)

Pewna mała dziewczynka z przedszkola poprosiła mnie o przygotowanie kostiumu na bal karnawałowy. Idąc za głosem koleżanek nie myślała długo kim chce być na owym balu:) To był czas Elzy. Tak, tak moi Drodzy Elz na tej uroczystości było na pęczki:) Wiedząc o tym, co wcześniej napisałam, postanowiłam aby kostium owej dziewczynki był wyjątkowy. Czym prędzej pobiegłam do pasmanterii aby zaopatrzyć się w potrzebne mi tkaniny i tym podobne przydatne rzeczy:) Panie sprzedawczynie przekonały mnie, aby zamiast satyny kupić podszewkę. W końcu to suknia na raz:) Nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Satyna bardziej się mieni i jest taka szykowna....ale uległam:)  Jako, że diabeł tkwi w szczegółach długo zastanawiałam się jaki kolor podszewki wybrać? Czy suknia Elzy jest błękitna? niebieska? czy może turkusowa? Czy jeśli  kupię kolor za jasny czy będzie ładnie prześwitywał spod tiulu? Postawiłam na kolor, który widzicie: ni to turkus ni seledyn, ni to pies ni wydra???:) 

Góra sukienki ma kształt dopasowanego gorsetu. Uszyta z podszewki. Dół to również podszewka w tym samym kolorze, na którą nałożyłam dwie warstwy tiulu. Góra (przód) ozdobiona jest kryształkami na taśmie (miało to imitować sopelki lodu:) Tył (łączenie tiulowych ramion z gorsetem) ozdobiłam kryształowymi guzikami. Całość dopełnia brokatowa, srebrna tasiemka. Na dole sukni (po całej szerokości) umieszczone są gwiazdki (które kupiłam w sklepie z ozdobami choinkowymi). Zostały one poddane zabiegowi obrokatowienia:) na turkusowo.


Przód.














Tył.











Do kostiumu zrobiłam także gwiazdkę lodową oraz perukę. Uplotłam warkocz i przymocowałam tiarę, którą również posypałam turkusowym brokatem. Dokleiłam również małe turkusowe, brokatowe śnieżynki, które wycięłam wcześniej ozdobnym dziurkaczem. Rękawiczki uszyte z tiulu i podszewki, doszyłam do nich również lodowe kryształki.























Aby Elza nie czuła się samotna uszyłam jej bałwanka:) z miękkiego, białego kożuszka.






I Elza jak żywa:):) Oczywiście grzywka miała być na linii brwi. Pani fotograf zapomniała dzieciom poprawić stroje przed ustawianym zdjęciem:):)