Witajcie. Dziś jest super słoneczna pogoda. Z tej właśnie okazji zapraszam Was na "Słoneczną". Tam wśród zieleni i muzyki ptasich treli stoi domek, którego właścicielami są: moja ukochana ciocia Wu. oraz równie kochany wujek Jot.:) Domek, który zawsze chce się odwiedzać. A gdy się tam jest żal go opuszczać. Ten zwykły budynek urzeka mnie bez końca może nie tyle (ale też na pewno) wystrojem i ogrodem, ciszą, spokojem ale atmosferą domowego ogniska, którą tworzą ludzie w nim mieszkający jak również ci, którzy niemal codziennie go odwiedzają - dzieci cioci i wujka (wraz z rodzinami), które opuściły już rodzinne gniazdo. Gdy się tam przebywa czuć zapach miłości, opiekuńczości, wzajemnej pomocy, RODZINY. Zapach, którym można się upajać i wciagać wszystkimi zmysłami. Ta atmosfera wchodzi tak głęboko w skórę i pozostawia na długo naładowane dobrem akumulatory. Aż trudno uwierzyć, że może być tak pięknie...
Lato w pełni. Jak spędzacie wakacje? Mi upłynęły pracowicie. No ale jak ktoś cały rok się leni, to wypadałoby aby trochę w wakacje popracował, nieprawdaż? ;) Mimo, że pracowicie, to nie narzekam, bo praca ta była tym, co lubię robić czytaj: czystą przyjemnością :) Praca ta, lub może raczej "praca" ta:) o tak będzie zdecydowanie lepiej:), pozwoliła mi również na odkrycie tego, co w życiu mogłabym robić zawodowo. Zazdroszczę tym, którzy pasję przekształcają w zawód i są sobie "sterem i okrętem", tzn. szefem swojej firmy. Na pewno przyjemnie wstaje im się do pracy i nie muszą znosić wiecznego niezadowolenia szefa, pracy po kilka lat za najniższą krajową i wydzierania pazurami tego, co im się prawnie należy, mogą iść na chorobowe, gdy są chorzy lub gdy zachoruje im dziecko, i nikt przez to na nich krzywo nie patrzy lub nie zabiera im za to premii. I....mogłabym tak godzinami wymieniać plusy własnej działalności. No ale nie to jest tematem tego posta.
Lato w pełni. Jak spędzacie wakacje? Mi upłynęły pracowicie. No ale jak ktoś cały rok się leni, to wypadałoby aby trochę w wakacje popracował, nieprawdaż? ;) Mimo, że pracowicie, to nie narzekam, bo praca ta była tym, co lubię robić czytaj: czystą przyjemnością :) Praca ta, lub może raczej "praca" ta:) o tak będzie zdecydowanie lepiej:), pozwoliła mi również na odkrycie tego, co w życiu mogłabym robić zawodowo. Zazdroszczę tym, którzy pasję przekształcają w zawód i są sobie "sterem i okrętem", tzn. szefem swojej firmy. Na pewno przyjemnie wstaje im się do pracy i nie muszą znosić wiecznego niezadowolenia szefa, pracy po kilka lat za najniższą krajową i wydzierania pazurami tego, co im się prawnie należy, mogą iść na chorobowe, gdy są chorzy lub gdy zachoruje im dziecko, i nikt przez to na nich krzywo nie patrzy lub nie zabiera im za to premii. I....mogłabym tak godzinami wymieniać plusy własnej działalności. No ale nie to jest tematem tego posta.
A wszystko zaczęło się tak. Ciocia Wu. poprosiła mnie o metamorfozę swojego pokoju na poddaszu. Zgodziłam się. Choć miałam obawy czy aby się spodoba jej to, co i u mnie budzi pozytywne wrażenia estetyczne. Pokój miał być pokojem dla gości, którzy czasem nocują u cioci. Wymyśliłam, że zrobię go koniecznie z motywem kojarzącym się z Paryżem. Projekt "Pokój na poddaszu" ruszył pełna parą. Nawet nie spodziewałam się tego, że tak doda mi skrzydeł, nada energii mojemu często anemicznemu:) życiu. Pobudził mnie do działania i uruchomił jakieś pokłady werwy, której nie spodziewałam się mieć w sobie. Nie powiem, bo nerwów też trochę było, zwłaszcza, gdy coś szło nie tak lub opóźniało z góry założony dzienny harmonogram prac (ale to już wina genów lub nerwowego charakteru he he). I zaczęło się łazikowanie po targach, lumpeksach, tudzież innych tego typu przybytkach, szycie, malowanie, myślenie. Ale po kolei.
Projekt miał być z mojej strony swoistym podziękowaniem dla cioci Wu. ale nie wyszło z tym odwdzięczeniem się, prawda ciociu? :) Musicie wiedzieć, że ciocia Wu. to w naszej rodzinie taka dobra dusza, która pomaga zawsze tym, którzy tego potrzebują. Nam również wiele w życiu pomogła. Dziękujemy ciociu.
A oto zajawki Słonecznej. Domek powstał z warsztatu stolarskiego, który kiedyś prowadził wujek Jot. Tym zadaniem - zaadaptowaniem warsztatu na dom - z budowlanej strony zajęli się moi Rodzice. Projekt przeróbki jest Cioci Wu. i wujka Jot. Poniżej kawałek "ogródka" , grilo-wędzarnia (zbudowana przez wujka) i salon.
Tego wszystkiego pilnuje Łajka, piesek wzięty jako szczeniak ze schroniska.
Na górze nad salonem znajduje się owy pokój na poddaszu. Pomalowany został farbą lateksową Dekoral, w kolorze karmelowy zamsz. Listwy przypodłogowe pomalowałam kolorem białym tejże samej firmy, ale farbą akrylową do drewna i metalu. Zabezpieczyłam lakierem akrylowym.
ŁÓŻKO
Początkowo łóżko miało zostać stare i wymyśliłam, że zagłówkiem do niego będą deski z palet, tudzież paleta w całości. Ale gdy weszłam do warsztatu wujka Jot. i zobaczyłam grube popękane belki, które zostały z dachu wujka eM., od razu pomyślałam, że z nich byłyby piękne nogi. Wujek Jot. zaproponował zrobienie łóżka. Zaprojektowałam je mniej więcej tak, jak widzicie poniżej. Pomalowane lakierobejcą w kolorze palisander, a potem rozcieńczoną białą farbą akrylową do drewna i metalu. Aby nadać głębi koloru w niektórych miejscach nałożyłam wosk do drewna Starwax, w kolorze dąb rustykalny. Na zagłówek przyczepiłam zwiewny materiał, do którego przyszyłam kryształki na ozdobnej tasiemce zakupione w sklepie z firankami.
Ciocia Wu. posiadała wielką kapę w złote, wyszywane maszynowo, różyczki. Uszyłam z niej poszewki na poduszki i kapę. Doszyłam falbanki (z firanek pochodzących z lumpeksu). Całość ozdobiłam złotą tasiemką zakupioną w pasmanterii.
Małe poduszeczki uszyłam z materiału lumpeksowego, falbankę również, a gipiura pochodzi z mojej starej firanki (falbanka jak i gipiura obiegają poduszeczki dookoła, ale zdjęcie tego nie oddaje). Napisy - na jednej "BONNE", na drugiej - "NUIT" to transfer, czyli odbijanie wydruku z drukarki laserowej na materiale. Ja zrobiłam go rozpuszczalnikiem i utrwaliłam wodą z octem. Napis po francusku znaczy DOBREJ NOCY. Za tłumaczenie wszelkich napisów znajdujących się w pokoju pragnę podziękować mojej drogiej eM. Dziękuję kochana. Pod napisem wyszywany maszynowo dekorek, pochodzi z mojej bluzki, którą na "półmetek", w szkole średniej uszyła mi moja zdolna Mama. Bluzeczka była piękna:) ale od dawna zalegała w szafie, więc musiała posłużyć do wyższych celów:)
Uszyłam również poduszkę wałeczek. Użyłam do tego płótna oczywiście z second handu. Boki wałeczka uszyte z mojego starego sweterka. Na środku transfer. Grafika pochodzi ze strony http://thegraphicsfairy.com/, którą wszystkim transferowiczom:) gorąco polecam.
Całość ozdobiłam "babcinymi" wstążeczkami zakupionymi w pasmanterii. I wyszło cosik takiego.
Na łóżku umieściłam koszyk "kawowy". Był jasny - z ratanu. Potraktowałam go ciemną bejcą w kolorze palisander a nastepnie rozcieńczoną białą farbą akrylową. Wyposażenie koszyka oprócz serwetek, filiżanki, różyczki oraz wstążeczki pochodzi z darów cioci Gie.:)
Nad łóżkiem zawisło kilka gadżetów, mianowicie: wianek, deseczka z napisem, okiennica oraz kinkiet.
WIANEK
Zakupiony na targu staroci, pomalowany na biało. Z wstążek zakupionych w pasmanterii oraz perełek zrobiłam mu ozdobę.
DESECZKA Z NAPISEM
Zrobiłam ją z deski znalezionej w garażu moich Rodziców. Trochę oskubałam ją śrubokrętem i młotkiem, żeby była nierówna na brzegach. Potem pomalowałam bejcą w ciemnym kolorze a na to białą farbą akrylową. Przykleiłam literki, przetarłam, zabezpieczyłam lakierem. Wujek Jot. wywiercił otwory na sznur.
OKIENNICA
Kupiona przez ciocię Wu. w jednym z marketów budowlanych. Pomalowałam ją, postarzyłam i powiesiłam bibeloty. Zdjęcie cioci eM. i wujka eŁ. oraz eN w oprawie graficznej:) Napis po francusku "Pozdrowienia z wakacji". Tekturka z motylkami to wykonany przeze mnie decoupage. Kryształek kupiony w kwiaciarni. Koraliki z mojej bluzki półmetkowej:) Serduszko szyłam. Reszta z poszukiwań na starociach.
MANEKIN
Po lewej stronie łóżka postawiłam własnoręcznie zmontowanego manekina. Stojak kupiony na starociach był kwietnikiem. Pomalowałam go i przetarłam. Wykrój manekina zrobiła mi moja Mama. Uszyłam go, wypchałam. Następnie dokleiłam drewnianą "górę", którą zdemontowałam:) z ramion starego żyrandola. Manekina ubrałam w sukienkę (którą również uszyłam). Materiały pochodzą z second handu. Korale były moją własnością a torebkę wyszperała nam na starociach ciocia Gie.
TABLICZKA
Na drzwiach powiesiłam tabliczkę, która zrobiłam z tektury. Widnieje na niej napis po francusku "Życzymy miłego pobytu".
A o kinkiecie przeczytać możecie w następnym poscie. Cała ściana wygląda tak.
FOTEL NA BIEGUNACH
Fotelem na biegunach ciocia i wujek zostali obdarowani, kiedy zostali szczęśliwymi dziadkami:) Jest naprawdę śliczny. Nic w nim nie zmieniałam. Uszyłam tylko poduszeczki w angielskie kwiaty. W wersji początkowej miały być na nich transfery ale kwiaty są tak piękne, że nie miałam serca by je zakrywać. Materiał i koronkę kupiłam w pasmanterii. A przerzucona chusta pochodzi z lumpeksu.
Zapraszam do cz.2.